Przejdź do głównej zawartości

Jest ładny, cieszy oko i chce się jechać, Romet Finale.

Nadarzyła się okazja na zrealizowanie pewnej ważnej potrzeby, potrzeby, która świetnie reguluje dobrostan nasz, a dzięki temu, także naszego najbliższego otoczenia. Chodzi o rower, oczywiście. Były wytyczne, mała rama, niska cena i najważniejsze, musi być ładny i mieć to coś. wytyczne trudne do pogodzenia, ale jak się okazało nie niemożliwe. Przy przeglądaniu ofert w internecie moją uwagę zwrócił Romet Finale, rower gravelowy na stalowej ramie i w ciekawym malowaniu.



Zapadła decyzja, przy realizacji zamówienia pomagał Jarek i Monika (dziękuję). Okazało się, że znalezienie rozmiaru 48 nie jest prostą sprawą. Na wysokości zadania stanął Jarek i znalazł, jeden, dosłownie jeden i to w magazynie Rometa🫵. Zamówiłem i kilka dni później kurier dostarczył rower. 

Pierwsze wrażenie. Kolor: butelkowa zieleń, przyznaje, że ten kolor robi robotę, dopełnieniem obrazu są takie szczegóły jak gładzone spoiny które wyglądają bardzo estetycznie, ładne i dyskretnie umieszczone napisy z marką i nazwą roweru, do złudzenia przypomina styl włoskiego producenta rowerów pod nazwą Stelbel, to zdecydowanie na plus (1). Ten rower musi się podobać, jeżeli szukamy czegoś oryginalnego, ładnego i dobrze wykonanego to Romet Finale taki jest, rower, który na tle Boreasów i Eskerów wyróżnia się charakterem, ma to coś.





Technika: cały osprzęt to grupa Shimano Claris, kiedyś jeździłem na gravelu z taka grupą i dawała rade, znając właścicielkę Rometa Finale „będzie Pani zadowolona”. A fakt, że wszystko jest od Shimano to następny plus (2). Co dalej? owijka na kierownicy fizika, odpowiednia, ale w drodze była już w innym kolorze😊. Rower wszystkie przewody hamulcowe i do przerzutek ma poprowadzone na zewnątrz, rozwiązanie te powoduje, że przypomina mi się moja pierwsza szosa od Bianchi, stalowa klasyczna rama z właśnie tak prowadzonymi przewodami, tak jakoś ckliwie się zrobiło. Te prowadzenie linek w Romecie zupełnie mi nie przeszkadza, a wręcz tego bym oczekiwał, to jeden z elementów, który definiuje ten rower.

Ze względu na rozmiar ramy mocowania na bidon są dwa, nie ma mocowania na rurce podsiodłowej. Dodatkowe mocowanie jest w okolicy suportu na dole ramy, dobrze, że producent o tym pomyślał, a także o tym, że są inne mocowania na różnego rodzaju torby, choćby inserty na widelcu przedniego koła.

Kierownica z lekka flarą owinięta już brązową owijką wygląda zjawiskowo, pięknie podkreśla styl roweru, delikatne złote napisy na ramie i opony WTB z beżowym bokiem uzupełniają się.



Wrażenia z jazdy. Celowo w opisie pominąłem kilka kwestii, siodełko i pedały. W pierwszym przypadku to kwestia bardzo indywidualna i jak na razie zostaliśmy przy fabrycznym, które jest wygodne, przez chwile wstawiliśmy Selle Italia XLR zdjęte z Ridley Kanzo Fast i także tutaj się nie sprawdziło i nie pomogła wbudowana „przerwa na telefon”.



Pedały platformowe, zostały z perspektywą zmiany, ale to po zakupie butów w odpowiednim kolorze😊

Dość szybko ustawiliśmy rower, wysokość siodełka, ze sterówki wyleciały podkładki, takie sprawy jak ciśnienie w oponach dobieraliśmy już podczas jazdy, właścicielka lekka to i ciśnienie niskie. Ja nie jeździłem, ale z relacji wiem, że rower „przyjął się”, wygodny, technicznie jest już opanowany i podobno chce się jechać i jechać, takie wrażenie stawia kropkę nad „i”, a Romet może powiedzieć, „zrobiliśmy dobra robotę”. A ja? A ja zerkam czasami na ten rower i przyznaje, cieszy oko.



Romet Finale to rower za rozsądne pieniądze, z charakterem, dobrze wykonany, z możliwością zmian w przyszłości. Rower dla ludzi, którzy chcą się wyróżniać i mają do tego odwagę. To już ostatni plus (3). 

FOTOGRAFIA: Karolina Świętosławska.












Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Kierunek wschód. Tam musi być jakaś cywilizacja"*

Krynica Morska, byliśmy tam, bardzo fajny weekendowy wypad na rower. Jak dojechaliśmy? pociągiem do Gdyni, a z Gdyni rowerami do Krynicy Morskiej - to pierwszy dzień. Nocowaliśmy na miejscu i rano drugiego dnia wracaliśmy, mieliśmy dojechać tylko do Gdańska, ale ostatecznie ponownie zameldowaliśmy się w Gdyni. McDonalds nas zmotywował. Trasa pełna atrakcji, przeprawa promem, przekop mierzei wiślanej i ścieżka rowerowa biegnąca wzdłuż pustej plaży, nie było nudno. A na samym końcu Piaski, ostatnie miejscowość, dalej już tylko płot, straż graniczna i mnóstwo pingiwnów. Dopełnieniem był bardzo wygodny przejazd rowerem przez Trójmiasto, szybko i sprawnie, świetna ścieżka rowerowa, taka prawdziwa ścieżka rowerowa :)  Czego nie widać na zdjęciach? w Krynicy Morskiej jest mnóstwo komarów i dzików, resztę zobaczycie na zdjęciach, zapraszam :) aaa... i polecam!  fotografia: Karolina Świętosławska, czarno-białe z kliszy, chyba ILFORD, zrobione aparatem Mamiya 645 PRO, kolorowe z telefonu. * z fi

Ciążenie powszechne w Klępinie Białogardzkim

Od kilku lat na terenie Białogardzkiej tzw „Górki Klępińskiej” grupa miłośników walki z ciążeniem powszechnym organizuje miejsce do „bezpiecznego” uprawiania sportów grawitacyjnych. Na czym to polega? Ekspertem nie jestem, ale wiem, że trzeba zjechać z góry na dół i najlepiej jeszcze trochę poskakać i polatać. Byłem tam kilka razy na zakończenie sezonu, byłem także świadkiem jak zawodnik na dużej prędkości wjechał centralnie w drzewo i byłem także świadkiem, że do tej dyscypliny garną się młodzi, dzieci. Całość w Białogardzie spina Marcin Rynkiewicz, o przejezdność trasy dba Janek Krajnik. Cóż, jak to mówią na Podlasiu „podoba się dla mnie”. Podoba, tym bardziej że sport jest widowiskowy i uczestniczą w nim dzieci. Zapraszam, aby śledzić informacje i podjechać, pokibicować. Kto wie, czy gorący aplauz publiczności nie spowoduje, że młodzi uczestnicy sportem zainteresują się bardziej na poważnie.